Eee, znaczy tego. Większość światka fantastycznego oczekiwała na tą książkę. I ciekawym czy z równym niesmakiem brnęło strona po stronie wgłąb książki...
Pierwsze kilkanaście stron zabija slangiem żołnierskich skrótów, wyrazów i odnośników. Jakbym chciał taki nawał wojskowego słownictwa to sięgnąłbym po instrukcje obsługi Kałasznikowa czy innego karabinu.
Całość, pomimo tego że nie grzeszy grubością, to rozciągnięta jest w niemiłosiernie. Moim zdaniem, temat spokojnie można byłoby fajnie wyczerpać w jednym dłuższym opowiadaniu, a nie rozciągać na kilkadziesiąt stron.
Jednym zdaniem, jeśli nie jesteś fanem Sapkowskiego, nie lubisz slangu wojskowego, albo chcesz poczytać coś ciekawego, NIE SIĘGAJ po "Żmiję".
środa, 20 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz